Dwudniowa wycieczka z Wisły do Goleszowa z KZKG RP
20.06.2019 Wisła Głębce–>Kiczory (989 m n.p.m.)–>Stożek Wielki (979 m n.p.m.)–>Stożek Mały (825 m n.p.m.)–>Cieślar (920 m n.p.m.)–>Soszów Wielki (886 m n.p.m.)–>Schronisko na Soszowie (792 m n.p.m.).
21.06.2019 Schronisko na Soszowie (792 m n.p.m.)–>Wielka Czantoria (995 m n.p.m.)–>Mała Czantoria (866 m n.p.m.)–>Tuł (621 m n.p.m.)–>Goleszów PKP.
Wykorzystując długi czerwcowy weekend, wybieramy się w góry, aby zdobyć kolejne sześć szczytów Korony Beskidu Śląskiego z KZKG RP. Postanawiamy pierwszy raz wybrać się w góry pociągiem i zostać na noc w schronisku, czego nie robiliśmy nigdy wcześniej. Jedziemy pociągiem na stację Wisła Głębce, skąd niebieskim szlakiem udajemy się w kierunku Stożka.
Na początku szlak jest asfaltowy, ale po piętnastu minutach skręca do lasu skąd między drzewami widać szczyt Stożka. Trasa nie jest wymagająca i po przeszło godzinie dochodzimy do skrzyżowania kilku szlaków. Tam odbijamy na czerwony szlak, aby po drodze na Stożek zdobyć jeszcze Kiczory. Dojście od skrzyżowania na Kiczory zajmuje nam około pół godziny niezbyt wymagającym szlakiem. Niestety im bliżej szczytu tym pogoda była coraz gorsza i musimy przyśpieszyć tempa, żeby jak najmniej zmoknąć. Szczyt jest położony na Polsko-Czeskej granicy, a u sąsiadów jest rezerwat przyrody.
Po drodze na Stożek mijamy punkt widokowy, ale pierwsze krople już spadły, więc postanawiamy zabezpieczyć plecak oraz siebie i czym prędzej dojść do schroniska. Przechodzimy przez szczyt czeskiej Kravice i po dziesięciu minutach meldujemy się w schronisku na Stożku, gdzie chowamy się przed deszczem. Wiedząc z zimowych wypadów na snowboard, jakie wygórowane są ceny w tym schronisku, więc zamawiamy taniego fast fooda, aby tylko przeczekać ulewę i trochę się posilić.
Po pewnym czasie postanawiamy ubrać peleryny i kierować się na Soszów Wielki, gdzie mamy zapewniony nocleg. Idziemy dalej czerwonym szlakiem, mijając po drodze Stożek Mały, a następnie Cieślar. W tym miejscu warto zaznaczyć, słabe oznaczenie czerwonego szlaku, a jest on częścią GSB i powinien być lepiej oznaczony. Po przejściu czterech kilometrów meldujemy się na szczycie Soszów Wielki, gdzie robimy pamiątkowe zdjęcie i schodzimy w dół do schroniska, które leży na wysokości 792 m n.p.m.
Tam zamawiamy obiad po czym dostajemy klucze do naszego pokoju i mamy sporo czasu na suszenie i regenerację. Ceny w tym schronisku są ludzkie, a kiełbasa z bardzo dużą ilością cebuli to pewien znak firmowy znany z zimowych wizyt w tym miejscu. Pierwszego dnia pokonaliśmy zaledwie 14 kilometrów w mieszanych warunkach atmosferycznych i zdobyliśmy trzy szczyty, ale bez cięższych podejść.
Na drugi dzień po pysznym śniadaniu i naładowaniu wszystkich baterii ruszamy dalej, aby dopisać kolejne trzy szczyty do naszej kolekcji. Pogoda tego dnia zapowiadała się ładna i nawet musieliśmy dziecku pruć rękawy z bluzki, żeby się lepiej szło. Kierując się czerwonym szlakiem w stronę Czantorii przez dwa kilometry tracimy na wysokości, aż do przełęczy Beskidek, gdzie zaczyna się bardzo ostre podejście. Trasa na szczyt Wielkiej Czantorii zajmuje nam ponad dwie godziny, co nie jest takim złym wynikiem biorąc pod uwagę nasze spokojne tempo.
Na szczycie krótka przerwa na coś zimnego oraz na wejście na kolejną wieże widokową.
Następnie ruszamy czarnym szlakiem w kierunku Małej Czantorii, aby w Kolibie zatrzymać się na obiad. Po posiłku kontynuujemy wędrówkę czarnym szlakiem i po chwili jest ostre zejście, z którego widać wyciąg Poniwiec i w oddali szczyt Małej Czantorii. Po czterdziestu minutach meldujemy się na szczycie i wtedy pogoda zaczyna się totalnie psuć, trzeba szybko podjąć decyzję czy odpuszczamy Tuł i szybko schodzimy do Ustronia czy jednak kontynuujemy czarnym szlakiem do Goleszowa.
Po krótkiej debacie liczymy na trochę szczęścia i udajemy się w stronę Tułu. Zejście lasem nie jest długie i po półtora kilometra meldujemy się w Podlesiu, gdzie biegnie asfaltowa droga. Idziemy dalej czarnym szlakiem mijając po drodze pasące się bydło i barany. Po chwili odbijamy w drogę szutrową, ale szlak nie przebiega przez sam wierzchołek, a tylko jego zboczem i nie do końca wiemy gdzie zrobić pamiątkowe zdjęcie. Najbardziej w oczy rzuca się tabliczka „ Użytek Ekologiczny Góra Tuł„, więc ją fotografujemy. W momencie, gdy szlak odbija do lasu, staje się to co zapowiadało się od Małej Czantorii, czyli zrywa się konkretna ulewa i czym prędzej zmierzamy na dół. Docieramy w okolice kamieniołomu i tam się chowamy przed deszczem.
Do stacji PKP zostało nam jeszcze sześć kilometrów i przez deszcz musimy odpuścić planowany pociąg, bo nie było już szans, aby na niego zdążyć. Gdy ulewa ustała ruszamy w kierunku stacji PKP, ale nie odbijamy na czarny szlak tylko idziemy za drogą, bo cały czas lekko pada i jest ślisko. Ostatnie sześć kilometrów jest w mieszanych warunkach atmosferycznych, ponieważ na zmianę leje i przestaje. Po dotarciu na dworzec mamy jeszcze pół godziny do pociągu, a następnie udajemy się w kierunku Katowic.
Drugiego dnia dołożyliśmy jeszcze 21 kilometrów i jesteśmy coraz bliżej złotej odznaki korony Beskidu Śląskiego. Jeśli chodzi o tabliczki to są wszędzie po za Tułem, natomiast pieczątki dostaniecie na Stożku, Soszowie i Czantorii. Punktów gastronomicznych jest po drodze dużo ze sporą rozbieżnością cenową. Nie chcę nikomu robić anty reklamy, ale Stożek to jest najdroższe schronisko, w jakim dotychczas byliśmy. Podejrzewam, że gdy przyjdzie czas na Tatry to zmienię zdanie.
Do zobaczenia na szlaku Magia Gór:)
Po tej dwudniowej wyprawie mamy na koncie dwadzieścia szczytów korony Beskidu Śląskiego co daje nam srebrną odznakę KZKG RP.
Galeria: Zdjęcia dzień 1, Zdjęcia dzień 2.
Trasa: 35,2 kilometra według Huawei Watch GT.
Szlak: niebieski, czerwony, czarny.
Nasz czas: 14:13 h.
Suma podejść: 1257 m.
Suma zejść: 1454 m.
Punty GOT: 39.
Przebieg wycieczki: